Bajka terapeutyczna dla niejadków. Oto bajka terapeutyczna, a właściwie baśń :) napisana przeze mnie dla dziecka, które nie lubi jeść i to jest poważny problem. Prawidłowe odżywianie jest bowiem podstawą zdrowia i rozwoju każdego żywego organizmu, a zwłaszcza dziecka. Poniżej bajkowego tekstu pomądrzyłam się troszkę w Francesca Ribezzi Dzieci i zdrowe jedzenie - to nie bajka Książka w przystępny sposób przybliża temat żywienia dzieci. Mowa w niej jednakże nie tylko o tym, co podawać im do jedzenia, ale przede wszystkim, jak organizować posiłki i jak je komponować, by dzieci jadły chętnie i były zdrowe. Propozycje opierają się na diecie śródziemnomorskiej, której podstawą są zboża, warzywa i owoce – lekkostrawnej, pożywnej i zdrowej. Oryginalny sposób udowodnienia, że dieta ta jest znana i stosowana od lat, stanowi wskazanie wzmianek o niej w... baśniach. Ma to głęboki sens, ponieważ z pomocą baśni można zachęcić dzieci do jedzenia określonych produktów. Tym samym książka podpowiada, jak odejść od znienawidzonego przez wszystkie dzieci zachęcania ich do jedzenia, „bo to zdrowe”. Odkryć przyjemność jedzenia już we wczesnym dzieciństwie Jedzenie i baśnie: towarzysze podróży w świecie fantazji i dorastania. Kiedy wracamy pamięcią do baśniowego świata, często przychodzi nam na myśl motyw jedzenia. Był on obecny w naszym dzieciństwie, kiedy słuchaliśmy baśni i bajek, i towarzyszy nam nadal – w dorosłym życiu – kiedy czytamy i opowiadamy dzieciom baśnie. Wszyscy pamiętamy o marcepanowym domku w Jasiu i Małgosi, o okruchach chleba w Tomciu Paluchu, o grochu w Kopciuszku, o placku w>Czerwonym Kapturku, o chlebie w Pani Zimie, o pieczeni w Śpiącej królewnie, o jabłku w Królewnie Śnieżce, o podwieczorku w Kocie w butach, o torcie w Oślej skórze, o rzodkiewkach w Dzwoneczku czy o truskawkach w baśni O trzech krasnoludkach w lesie. Dzięki mniej znanym baśniom poznajemy dalekie ziemie, ale i w nich spotkamy znane jedzenie – na przykład jajko w Żabie carycy, złote jabłka w Głupim Iwanie, chleb z przypaloną skórką w Babie Jadze. Motyw jedzenia jest obecny już w najstarszych baśniach BAŚNIE I DORASTANIE Jemy nie tylko po to, żeby dostarczyć organizmowi składników odżywczych i zaspokoić głód. Jedzenie jest też przyjemnością, stymuluje zmysły, a ponadto wspólne posiłki umacniają więzi rodzinne. W jakim celu baśnie mówią o jedzeniu? Czy tylko po to, żeby zachęcić dzieci do posiłków? To nie takie proste! Rozważmy trzy wspólne punkty między baśnią i jedzeniem. Proces jedzenia jest doświadczeniem, które uprzyjemnia życie, rozwija wrażliwość i fantazję, daje okazję do zastanowienia się nad ścisłym związkiem między żywieniem i zdrowiem. Słuchanie baśni jest doświadczeniem, które pozwala dziecku lepiej rozwijać swój wewnętrzny potencjał, czyli naprzemiennie wzbogacać emocje, wyobraźnię i intelekt. Od pierwszych miesięcy życia jedzenie nabiera dla dziecka silnego, uczuciowego zabarwienia. Matka, która karmi mlekiem dziecko, przekazuje mu miłość, poczucie bliskości i bezpieczeństwa. Percepcja wizualna, dotykowa i węchowa kojarzona z aktem jedzenia jest „nasiąknięta” uczuciami i właśnie dlatego podczas karmienia dziecko czuje się bezpieczne i szczęśliwe. Po etapie karmienia piersią dziecko zostaje powoli oddalone od ciała matki, która pomaga mu poznawać świat również i poprzez pokarmy podawane najpierw w postaci płynów i zup, a następnie stopniowo wprowadzany jest „twardy” pokarm. Dziecko „nawiązuje relację” z jedzeniem i zarazem demonstruje swoje preferencje żywieniowe: życzy sobie czegoś, obserwuje, domaga się, umie już czekać, rozpoznaje smak i akceptuje… albo odrzuca jedzenie. Chodzi tu o rozwój zachodzący u każdego dziecka na planie fizycznym i psychicznym. Również i na tym etapie można towarzyszyć dziecku, razem z nim przeżywać te wyjątkowe doświadczenia i okazywać mu miłość poprzez spojrzenia, czułe gesty, ton głosu i wspólną zabawę. Rosnąć, karmiąc się baśniami W świecie literatury dla dzieci baśń zajmuje miejsce uprzywilejowane. W odróżnieniu od bajki baśń nie posiada morału i nie poucza, jak się zachować. Rolą baśni jest: Rozwijanie fantazji: „Ojciec nie rozumiał, dlaczego synowie nie wracali do domu, choć było już późno. Mówił do siebie: «Pewnie dobrze się bawią i zapomnieli o całym świecie». Czekał na nich długo, ale oni nie wracali. Rozgniewany powiedział: «Chciałbym, żeby za karę zamienili się w kruki!». Zaledwie to powiedział, usłyszał w powietrzu trzepot skrzydeł, popatrzył do góry i zobaczył siedem czarnych kruków. Kruki wzbiły się w powietrze i odleciały”. Wywołanie silnych emocji: „Krasnoludek zapytał: «Dziewczynko, czego szukasz?». Odpowiedziała: «Siedmiu braci, którzy zamienili się w kruki». Krasnoludek na to: «Panów kruków nie ma w domu, ale proszę, wejdź i poczekaj na nich». Po czym przygotował kolację dla kruków i na stole ułożył siedem talerzyków z jedzeniem oraz siedem szklanek z piciem. Dziewczynka zjadła po kęsie z każdego talerzyka, napiła się po łyczku z każdej szklanki i do ostatniej upuściła pierścionek”. Doprowadzenie do kontaktu z procesami wewnętrznymi: „Nagle rozległ się trzepot skrzydeł i zawiał wiatr. Krasnoludek powiedział: «Panowie kruki wrócili do domu». Kruki były głodne. Popatrzyły na swoje talerzyki i szklanki i jeden przez drugiego pytały: «Ale kto jadł z mojego talerzyka? Kto pił z mojej szklanki? Widzę ślad po czyichś ustach!». A kiedy siódmy kruk wypił wszystko, pierścionek wypadł ze szklanki. Kruk poznał pierścionek swoich rodziców i powiedział: «Dzięki Bogu, nasza siostrzyczka była tutaj! Jesteśmy uratowani!». Usłyszała to dziewczynka ukryta za drzwiami. Po tych słowach pokazała się i kruki ją rozpoznały. Wycałowali się wszyscy i wrócili do domu”. Bracia Grimm, Siedem kruków Słuchając baśni czytanych przez dorosłego, dziecko nawiązuje z nim silną więź. Przypomina ona ścisłą relację niemowlęcia z karmiącą matką, która to oprócz pokarmu oddaje dziecku część samej siebie. Kiedy dziecko je chętnie, matka czuje się usatysfakcjonowana i akceptowana. Kiedy zaś dziecko nie chce jeść, kobieta często odczuwa rodzaj niepokoju i odrzucenie pokarmu może postrzegać jako odrzucenie swojej osoby. Trzeba się nad tym zastanowić, żeby zrozumieć wartość karmienia oraz przygotowania pokarmu od najprostszego do najbardziej wyrafinowanego, ponieważ jest to czynność wykonywana z myślą o dziecku, nie zaś zwyczajne gotowanie. Poprzez podawanie jedzenia nawiązujemy i umacniamy relacje, ponieważ ofiarowujemy dobrą część samych siebie. Dziecko jest szczególnie wrażliwe na tę dynamikę i kiedy wybrzydza i nie chce jeść, matka zastanawia się, co jest przyczyną takiego zachowania. Może ona tkwić w chwilowej niechęci dziecka do osoby karmiącej, ale mogą to też być całkiem inne czynniki. Trzeba o tym pamiętać, kiedy dzieci mają trudności z zaakceptowaniem jadłospisu w żłobku, przedszkolu i szkole. Trzeba też wiedzieć, że przyzwyczajanie się do nowego jedzenia jest nauką samodzielności. Autor Alicji w krainie czarów, Lewis Carroll, definiuje baśń jako „dar miłości”. I rzeczywiście, dziecko czuje przyjemność, słuchając opowieści i wchodząc w zaczarowany, baśniowy klimat – głównie dzięki temu, że rozumie prosty tekst. Najważniejszą sprawą nie jest tu morał, ale z całą pewnością wiara w siebie, jaką dziecko buduje, utożsamiając się z głównym bohaterem, pokonującym kolejne trudności. Baśnie na ogół dzieją się na niezmierzonych przestrzeniach i mimo że miejsca te są usiane niebezpieczeństwami, z kolejnych przygód wypływa nadzieja na przyszłość i obietnica szczęśliwego zakończenia. W swojej książce Zaczarowany świat: użytek, wartość i psychoanalityczny sens baśni wiedeński lekarz i psychoanalityk, Bruno Bettelheim, przypisał baśni najgłębszą mądrość. Pisał: „Nasza najsilniejsza konieczność i najtrudniejsze przedsięwzięcia polegają na znalezieniu sensu życia”. W szczególności rozumiał przez to, że każdy wiek posiada swój poziom znaczenia i nic nie jest ważniejsze od szukania i realizowania życiowego celu. (...) opr. aś/aś
Co jedzą leśne zwierzęta? - Zwierzęta dla dzieci - Odgłosy zwierząt to bajka edukacyjna dla dzieci, w której dziecko nauczy się nazw leśnych zwierząt oraz co
Dawno, dawno temu, za górami, za lasami stał domek z ekologicznego, bezglutenowego piernika. Jego dach pokryty był żelkami słodzonymi ksylitolem, a w ogródku stały drzewa z amarantusowych ciastek. Podjazd wysypany cukrem kokosowym ozdabiały malutkie kwiatki z kokosowych kulek mocy. W chatce mieszkała piękna Baba Jaga. Robiła domowe, owocowe lody i zapraszała dzieci na pyszny jagielnik. A dzieci przychodziły i jadły. I były szczęśliwe, a najbardziej szczęśliwi byli ich rodzice. Jednak pewnego dnia piękna Baba Jaga zamieniła się w złą czarownicę i wszystkie dzieci uwięziła, aby… no reszty się chyba domyślacie :D. Bajka jak bajka :). Wymyślona. Ale z morałem. Czasami wygląd zewnętrzny, pierwsze wrażenie, uśpi naszą czujność i zapominamy o tym, na czym nam najbardziej zależy. Czy zdrowe słodycze to też tylko bajka? Obiecałam Wam po wpisie o alternatywach dla białego cukru również artykuł o tym, czy to naprawdę ma aż takie znaczenie, czym słodzimy. Bo czasem mam wrażenie, że w batalii o to, jaka forma cukru jest najlepsza, najzdrowsza, a jaka najbardziej szkodliwa, zapominamy o tym, co najważniejsze – o nawykach żywieniowych, naszych przyzwyczajeniach, o tym, w jaki sposób traktujemy słodycze i jakie mamy z nimi relacje. A te relacje zazwyczaj nie zmieniają się niezależnie od tego, czy słodycz jest „zdrowy”, czy nie. Czy istnieją zdrowe słodycze? Oczywiście, znajdziemy słodkości o większej i mniejszej wartości odżywczej. Daktylowa kulka z orzechami i karobem, poza naturalnymi cukrami, dostarczy nam również magnezu, wapnia, dobrych kwasów tłuszczowych i błonnika. I chwała jej za to! Ale! Czy to oznacza, że taka kulka jest zdrowa i możemy ją jeść w takiej ilości, jakiej tylko chcemy? Niekoniecznie. Pisałam już na ten temat we wpisie o daktylowych batonikach, zajrzyj do niego koniecznie! Nie jest to proste do wytłumaczenia i zazwyczaj burzy nasz światopogląd dotyczący jedzenia, w którym dominują barwy biała i czarna. Zdrowe jest zdrowe i dlatego należy jeść tego tyle, ile się chce. Niezdrowe jest niezdrowe, a więc unikajmy, jak ognia. Taka dychotomia jest przyjemna, ułatwia życie, daje nam poczucie bezpieczeństwa… ale jednak prowadzi do popełniania błędów. Między innymi przez ten jasny podział na „dobre” i „złe” jedzenie, tak często borykamy się z objadaniem, jedzeniem emocjonalnym i poczuciem winy po zjedzeniu czegoś „niezdrowego”. Gdy ktoś mówi: „jem za dużo słodyczy!”. Zazwyczaj uzyskuje porady w stylu: „zamień czekoladę na suszone morele”. Jak myślisz, czy to działa? Mam poczucie, że gdyby działało, nie walczylibyśmy już z epidemią otyłości. Dlaczego? Jest kilka powodów! Cukier to cukier! Co za różnica? Pierwsza przyczyna leży w naszej fizjologii i odczuwaniu słodkiego smaku. Gdy jemy coś słodkiego dla naszego mózgu jest to zapowiedź prawdziwej uczty. Dlaczego? Ponieważ „żywi się” glukozą i zjada jej zdecydowaną większość, która powstaje w naszym organizmie. Oczywiście, dla mózgu nie ma większego znaczenia, czy ta glukoza powstanie z kaszy, czy z czekoladowego batonika. Ale nasze kubki smakowe, odczuwając coś intensywnie słodkiego, wysyłają do mózgu sygnał: „Stary, leci energia!”. Co więcej, nasz mózg oszacowuje, na podstawie smaku, wyglądu, wcześniejszych doświadczeń, przewidywanej przyjemności płynącej z jedzenia, ile tego pokarmu powinniśmy zjeść, by się najeść. Gdy wiemy, że coś jest kaloryczne i tłuste – przewidujemy, że potrzebujemy zjeść tego mniej, by być najedzonym. Gdy słyszymy, że coś jest „beztłuszczowe”, „zdrowe”, „bezcukrowe” i „bezglutenowe”… w mózgu powstaje informacja mniej więcej w stylu: „Jedz, ile wlezie i tak się nie najesz!” . Każdy z nas mniej więcej wie, co powinien jeść, by być zdrowym. Ale większość z nas wcale tak nie je! Przyczyn oczywiście jest masa, ale jedną z nich jest to, że mamy głęboko zakorzenione przekonanie, że coś, co jest zdrowe… jest jednocześnie niesmaczne. Gdy połączymy te fakty, okaże się, że często sięgając po tzw. „zdrowe słodycze” wcale nie wychodzimy lepiej niż jedząc zwykłe. Bo ulegamy iluzji zdrowych słodyczy (określenie własne, nienaukowe ;)). Wyobraź sobie kawałek bezglutenowego ciasta marchewkowego bez cukru. Gdy na nie patrzysz, myślisz: „zdrowe!”, a Twój mózg myśli: „to może jeszcze kawałek?”. I tak się często dzieje! Jemy więcej, bo uważamy, że możemy sobie pozwolić, bo przecież nie ma cukru, a marchewka i orzechy. A gdy spojrzymy na ilość cukru (nawet tego naturalnego – z owoców i warzyw) z dwóch kawałków zdrowego ciasta przerośnie ona ilość cukru z małego kawałka ciasta klasycznego (o tym, czy zwykły cukier naprawdę jest zły, przeczytasz tutaj). Dodatkowo warto pomyśleć o tym, jaki przekaz wysyłamy do dziecka: to normalne jeść 2 kawałki ciasta! O nawykach, jakie w ten sposób budujemy opowiem jeszcze niżej :). Drugą sprawą związana z fizjologią jest to, jak taką słodycz odbierają nasze dzieci. Dając dziecku zdrowe ciasteczko, mamy poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Ale czy nie przeceniamy czasami inteligencji naszych dzieci (ja wiem, że dla mamy każde dziecko jest najmądrzejsze :D)? Dla Twojego dziecka nie ma kompletnie żadnej różnicy, czy zjada zdrowe ciasto marchewkowe słodzone ksylitolem, czy zwykłe ciasto z białym cukrem. Ono widzi, że je ciasto. Ono czuje słodki smak. Intensywnie słodki smak (pamiętasz, jak słodkie są daktylowe batoniki?). Ono uczy się jeść słodycze. I jeśli takie zdrowe ciasto pojawia się po prostu raz na jakiś czas, to super. Nic w tym złego. Ale jeśli spróbujesz zastąpić zwykłe słodycze, tymi „zdrowymi” i nawet zwiększysz ich ilość, bo przecież są wartościowe… to niestety wpychasz swoje dziecko do tej uroczej chatki pięknej Baby Jagi z początku tego wpisu. Mam ochotę na… czyli nasze potrzeby psychiczne Tu warto zadać sobie pytanie, dlaczego w ogóle jesz słodycze? „Byłam głodna i miałam ogromną ochotę na kilka ciasteczek czekoladowych, które kupiłam swoim dzieciom. Próbuję schudnąć, więc zamiast tego zjadłam kilka wafli ryżowych. Na początku było mi z tym dobrze, choć nie czułam się usatysfakcjonowana. Zjadłam więc jeszcze jogurt i kilka mini marchewek, a potem jeszcze trochę sera. Zjadłam też kilka łyżek lodów, a potem jeszcze kilka – i ciągle miałam poczucie, że jeszcze czegoś mi trzeba. W końcu poddałam się i zjadłam te ciasteczka. Czułam się tak winna, że opróżniłam prawie pół paczki, zanim dzieci wróciły do domu. Później zrobiło mi się niedobrze. Lepiej było od razu zjeść kilka ciasteczek i mieć z nich prawdziwą przyjemność.” (Michelle May, Jedz to, co kochasz, kochaj to, co jesz) Byłaś kiedyś w takiej sytuacji? Dlaczego tak się dzieje? Głównie dlatego, że słodycze nie dostarczają nam tylko kalorii. Nie jemy ich dlatego, by się najeść (no czasem dlatego :D). Niezwykle często sięgamy po słodycze, bo czujemy taką potrzebę psychiczną. Mamy poczucie, że one nas ukoją, dodadzą siły, zmniejszą napięcie, poprawią nastrój. Często nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy! Myślimy, że jesteśmy uzależnieni od cukru. A cukier to tylko narzędzie do łatania jakieś dziury i dopóki nie dowiesz się, jaka to dziura, to żadne ekologiczne, bezcukrowe i daktylowe batony tu nie pomogą. Ba! Czasem lepiej zjeść normalny kawałek czekoladowego tortu i czuć, że zjadłam coś smacznego, dobrego, wyjątkowego. Cieszyć się jego smakiem, zamiast próbować zagłuszyć to pragnienie toną wafli ryżowych. Ale ważne jest, by zwiększyć swoją ŚWIADOMOŚĆ W JEDZENIU. Świadomość w wyborze jedzenia, a przede wszystkim świadomość w czasie jedzenia. Jeżeli ten temat Cię interesuje, koniecznie wysłuchaj mojego spotkania z Anią Kuszewską-Sprawką, czyli Uważną Mamą, właśnie o tym, jak jeść bardziej uważnie. Niestety, zdrowe słodycze mogą znów zaburzyć naszą świadomość. Jemy ich często więcej, nie czujemy nasycenia, jemy jeszcze więcej i z łatwością przekraczamy poczucie głodu i sytości. A potem sięgamy i tak po „coś słodkiego” i zostajemy z przejedzeniem i ogromnym poczuciem winy… Nawyki! Pomyśl, czego uczysz swoje dziecko? Dlaczego w ogóle zajmujemy się cukrem w diecie naszych dzieci? Chcemy, by jadły zdrowo. By podejmowały dobre wybory żywieniowe. By nie dawały się zwieść producentom żywności. Krótko mówiąc, aby jadły lepiej niż my i nie popełniały tylu błędów żywieniowych. Oczywiście, mamy też w głowie to, że cukier szkodzi (to prawda! Ale tylko, gdy jemy go za dużo). Mam poczucie, że większość naszych problemów ze słodyczami w diecie dzieci bierze się z naszego lęku, że tych słodyczy, cukru jest tak dużo, że nasze dzieci sobie z nim nie poradzą, uzależnią się i będą go jeść, i jeść, i jeść… Czy wiesz, że ok. 90% naszych działań to nawyki? Czynności wykonywane nieświadomie? Podobnie jest z żywieniem – idealnie byłoby, gdybyśmy wybory żywieniowe podejmowali świadomie, jednak w większości robimy to z automatu. Pamiętaj, że najważniejsze i najtrwalsze nawyki żywieniowe kształtują się w dzieciństwie. I teraz zastanów się, jaki nawyk żywieniowy kształtujesz u dziecka dając mu na II śniadanie kawałek zdrowego ciasta? Nie raz czy dwa, ale często, kilka razy w tygodniu? A jaki, gdy mówisz: „te lody są zdrowe, możemy ich zjeść tyle, ile tylko chcemy”? W odniesieniu do słodyczy wartościowymi nawykami byłyby: jedzenie słodyczy w zgodzie z sygnałami głodu i sytości umiejętność jedzenia słodyczy z umiarem (np. rezygnacji, gdy już nie jesteśmy głodni) świadomość, że słodkich rzeczy jemy mniej niż innych (bo przecież są też inne smaki!) niełączenie jedzenia słodyczy z emocjami umiejętność pieczenia ciast i samodzielnego przygotowania deserów Mając te nawyki, nasze dzieci będą bezpieczne, bo będą wiedziały, jak radzić sobie ze słodyczami przez całe życie, również wtedy, gdy nie będzie nas obok, by powiedzieć „możesz jeszcze tylko jedno ciasteczko”. W kontekście nawyków nie ma kompletnie żadnego znaczenia, czy do brzucha Twojego dziecka trafia domowe ciasto z ksylitolem, czy perfidna babeczka z kremem z pobliskiej cukierni. To i to uczy jeść intensywnie słodkie rzeczy. Żelki z soku owocowego uczą jeść żelki, lizak z ksylitolem uczy jeść lizaki itd. Najłatwiej zatem wrzucić wszystkie słodycze do jednego wora i uczyć dziecko jeść je z umiarem :). Pisałam o tym niedawno na IG, przy okazji naszego czekoladowego budyniu jaglanego :). „Relacje ze słodyczami to złożona sprawa. Ale dla nas! Rodziców. Dzieci jeszcze nie wiedzą, że to może być skomplikowane. Więc może zamiast tworzyć reguły, zasady, skomplikowane algorytmy – uprościmy sprawę? :)” Zatem, czy lepiej odpuścić walkę o „zdrowe słodycze”? Czy to naprawdę nie ma znaczenia czy moje dziecko je żelki, czy domowe ciastko z orzechami? Oczywiście, że ma! I zgodnie z zasadą proporcji (tu poznasz najważniejsze zasady żywieniowe!) dobrze, by tych domowych i „zdrowych” słodyczy było więcej. Ale one nie rozwiązują problemu. Nie sprawiają, że nie musimy w ogóle martwić się o słodycze w diecie naszego dziecka. Zamieniliśmy brzydką czarownicę na piękną Babę Jagę, która daje nam iluzję bezpieczeństwa. Czynnikiem, który może wszystko zmienić jest ŚWIADOMOŚĆ, że zdrowe słodycze, to nadal słodycze. Pamiętajmy o tym, gdy ucieszymy się, że ktoś upiekł zdrowe ciasto i możemy zjeść trzeci kawałek, bo czy na pewno o tym marzymy dla naszych dzieci? Zdrowe słodycze mogą być wartościowym elementem naszej diety, ale musimy z nich mądrze korzystać :). Dlatego właśnie powstał kurs o zarządzaniu słodyczami w Twoim domu! W styczniu 2021 rusza V edycja kursu i nie mogę się doczekać, kiedy wspólnie rozpoczniemy pracę nad nawykami związanymi ze słodyczami :). Babcia dała mi dla Ciebie, Byś był Arku w siódmym niebie. Bo kolegą jesteś moim, No, a ja też jestem Twoim. Arek Zdzisia wnet przeprosił, I o uścisk go poprosił. Morał z bajki jest tu taki: Z byle czego nie rób draki. I kolegę szanuj swego, Wtedy wyjdzie coś dobrego. Zachęcam do czytania swoim małym pociechom. W mysiej norce, przy podłodze, ktoś tam piszczy, krzyczy srodze. Więc zajrzyjmy do tej norki, co tam żyją za potworki. Siedzi zatem Mysia Mama, lecz nie siedzi całkiem sama. Bo przy stole dzieci czwórka, a na stole cała górka: są warzywa, płatki, sery, jest też ziarno i desery, zboże, kasza, skórki chleba, nic do szczęścia nie potrzeba. Wszystkie Myszki gryzą zboże. Wszystkie? Jedna coś nie może. Mama wmusza w nią łyżeczkę: „Proszę, Skarbie, zjedz troszeczkę.” Myszka kręci tylko głową, nie ulega wręcz namowom. Mama łyżkę znów podtyka, mała myszka pod stół znika. Mama krzyczy więc za Myszką, wymachując przy tym łyżką: „Weź ode mnie ziaren parę, bo dostaniesz zaraz karę.” Myszka siedzi jakby głucha, widać, wcale nic nie słucha. „Zobacz tam na swoje siostry, jedzą dużo i urosły, zdrowo, silnie wyglądają, sierść błyszczącą taką mają. A Ty taka chudziusieńka, lekka, wątła i maleńka. Parę centymetrów mierzysz, wiatr zadmucha, a Ty leżysz.” Lecz na Myszkę to nie działa, Mama się spociła cała, bo to ciężki jest przypadek, kiedy w domu jest Niejadek. Inne Myszki pozjadały, do zabawy się zabrały. A przy stole Mama błaga, zwyciężyła wnet rozwaga: „Jeśli nie zjesz choć okruszyn, to od stołu się nie ruszysz.” Tak więc Myszka rozumuje, co się bardziej kalkuluje. Z łyżki chwyta więc ziarenko, do zabawy biegnie prędko. I tak co dzień się wydarza, Mama płacze i wygraża, prosi, krzyczy, rzuca grady, Myszka w nosie ma te rady. Chuda może być dlatego, że być chudym to nic złego. A że mniej ma troszkę siły, ząbki zdrowsze kiedyś były, tym się Myszka nie przejmuje, być jak inne tu próbuje. Mama troszczy się o dzieci, szybko dzień za dzionkiem leci. Na zabawach czas upływa, zwykle tak w dzieciństwie bywa. Aż tu dnia pewnego Mama zerka do spiżarki sama, oczy trze i aż nie wierzy, że na półkach nic nie leży. Trzeba biegiem po zapasy, po owoce i frykasy, po warzywa i po picie, bez jedzenia marne życie. Więc już Myszki swe ubiera, przy tym jeszcze Myszkom gdera: „Macie wszyscy iść gęsiego i pilnować swój swojego, nogi w górę, bez szurania, w ciszy, milcząc, bez szturchania. A gdy kota zobaczycie to ratujcie swoje życie i do nory mysiej biegiem, nie oglądać się za siebie!” Myszki pilnie wysłuchały, rady dobrze przemyślały, ustawiły się gęsiego, każdy trzyma poprzedniego. Pierwsza zaś za Mamę chwyta i wyrusza dzielna świta. Przez podłogę się skradają, zgrabnie szpary omijają, dywan miękki i gazety, czyjeś kapcie i skarpety. Sprawnie idzie przemarsz Myszkom, jest w porządku prawie wszystko. Poza tym, że nasz Niejadek, zwalnia trochę tę gromadę, bo ostatni jest gęsiego a że mniejszy jest, dlatego to podbiega, to przystaje, rady sobie już nie daje. Myszki więc go poganiają i tak w progu kuchni stają. Mama szeptem Myszkom głosi, to co mają stąd wynosić. Każdy dostał swe zadania, podział szafek do zbadania. Drzwiczki Myszki uchylają, do jedzenia coś szukają i wyjmują resztki chleba i do tego też potrzeba warzyw jakieś kawałeczki i z ziarnami dwa woreczki. Mama sięga do lodówki, tam poszuka dziś wałówki. Bierze stamtąd ser z dziurami i kawałek też salami. A niejadek słaby w nogach szukać musi przy podłogach bo by wspinać się na szafki, trzeba silne mieć dwie łapki. Tak więc raźno spaceruje, kąt za kątem przeszukuje aż znajduje jakiś worek, a w nim tam zapasy spore. Jest tam seler i marchewka, por, pietruszka i rzodkiewka. Tak więc chwyta co uniesie i na środek kuchni niesie. Minut kilka było wszystkich, gdy się znów spotkały Myszki. Podzieliły swe zapasy, ustaliły przebieg trasy i ruszyły do swej norki, ciągnąc po podłodze worki. Mama pierwsza teren bada, za nią dzieci jej gromada a Niejadek znów ostatni, taszczy zapas swój dostatni. Myszki cicho się skradają, oczy wokół głowy mają. Krok za krokiem, wór za workiem, już z daleka widać norkę. Jeszcze tylko metrów parę, przejście przez ostatnią szparę. Każdy krok przez dziurę dał, aż tu nagle słychać: „Miau.” Myszki dobrze głos ten znają, kota wszędzie rozpoznają, Strach ich przywarł do podłogi. Mama krzyczy: „Myszki w nogi!” Biegiem Myszki się rzuciły, koci pazur im niemiły. Kot to przecież wróg jest Myszy, każde dziecko o tym słyszy. Mama pierwsza w norkę wpada, za nią Myszek też gromada. Mama liczy dzieci swoje: „Jedno, drugie, trzecie – troje?” Szybko z norki więc wygląda i po izbie się rozgląda, której środkiem, niczym dziadek, z trudem wlecze się Niejadek. Ciągnie worki – zdobycz syta a Kot prawie go już chwyta. Resztki sił mu już zostały. Mama krzyczy: „Szybciej Mały!” Więc wyciąga chude nogi, przebiegając wzdłuż podłogi. Wszystkim nagle dech zatyka, gdy Niejadek się potyka. Leży między zapasami a kot skacze z pazurami. Lecz się Myszka szybko zrywa, resztę drogi wnet przebywa, zostawiwszy oba worki, wpada wprost do mysiej norki. Strach jej dodał tyle siły, nogi same aż pędziły. Kot się obył tylko smakiem, rozżalony Myszek brakiem i na łapach się obrócił, na swój fotel wolno wrócił. W mysiej norce radość wszystkim, Mama ściska swoje Myszki. A Niejadek przestraszony stoi w Mamę zapatrzony. I sam z siebie obiecuje: „Nigdy już się nie zbuntuje, będę zjadał od dziś wszystko, będę bardzo silną Myszką.” Jak powiedział, tak też zrobił, wagę niską wręcz nadrobił. Od tej pory co dzień rano, gdy do stołu coś podano, kiedy Mama woła dzieci, to Niejadek pierwszy leci. Zjada całe swe śniadanie, nawet okruch nie zgłoszony przez Bajdulkowo. Udostępniamy go za zgodą Autora (Sylwia-a-l)Polecamy Ściągnij aplikację Kids Flix i oglądaj swoje ulubione wideo bez reklam! iOS: smarturl.it/KidsFlix_iOS Android: smarturl.it/KidsFlix_Android Amazon: smarturl. To pierwsza z napisanych przeze mnie bajek. Jest to początek tematu zdrowe (a przede wszystkim nie nudne) żywienie dzieci. Dawno, dawno temu, daleko, daleko stąd żyli sobie król i królowa, którzy mądrze i sprawiedliwie rządzili swoim królestwem. Niestety wszyscy ich poddani, a także oni sami, z roku na rok byli coraz smutniejsi i mieli mało siły. Dorośli nie mieli siły do pracy, a dzieci nie miały ochoty na zabawę. Królestwo stawało się coraz bardziej szare i ponure. Król codziennie zastanawiał się, co może być przyczyną tego, że wszyscy są jacyś słabi i smutni. Zwoływał medyków i mędrców z całego królestwa, ale nawet oni nie mieli siły, żeby się zastanawiać nad przyczyną takiej sytuacji. Aż wreszcie mądry król wpadł na pomysł, że wyśle poza granice swego królestwa delegację, która poszuka lekarstwa na ich chorobę. Trudno było znaleźć ochotników na daleką wyprawę, ponieważ nikt nie miał siły ani ochoty na to, żeby wybierać się gdziekolwiek. Wreszcie zgłosił się pewien młodzieniec imieniem Kacper i oświadczył królowi, że chętnie wyruszy w poszukiwaniu leku na złe samopoczucie mieszkańców. Kacper otrzymał od króla wóz zaprzężony w parę koni oraz worek pieniędzy i czym prędzej wyruszył na wyprawę. Po 2 dniach wędrówki dotarł do sąsiedniego królestwa. Był bardzo zmęczony i głodny, więc zatrzymał się w pierwszej napotkanej karczmie. Kiedy podszedł do niego właściciel i zapytał o to, co życzy sobie do jedzenia, młodzieniec nie miał nawet siły aby zamówić potrawę. Więc karczmarz powiedział: - Wiem czego Ci potrzeba młodzieńcze na takie zmęczenie…. Po chwili przyszedł z wielkim talerzem warzyw i postawił go przed Kacprem. Do tego podał mu szklankę świeżego mleka. Kacper ze zdziwienia wytrzeszczył oczy. - A cóż to takiego mości Panie Karczmarzu? Jak żyję czegoś takiego nie widziałem. Jakie piękne i kolorowe, ale czy na pewno nadaje się do jedzenia? Teraz to Karczmarz bardzo się zdziwił i zapytał: - Czy naprawdę nigdy w życiu nie widziałeś warzyw? Kacper potwierdził. Faktycznie widział warzywa po raz pierwszy w życiu. Z wielkim przejęciem chwycił w dłonie dojrzałego pomidora i spytał: - A jak to się je? Karczmarz nie mógł się powstrzymać od śmiechu, ale odpowiedział: - Wystarczy ugryźć… Kacper zatopił zęby w soczystym pomidorze… po raz pierwszy w życiu jadł coś tak pysznego. Z wielką ciekawością kolejno próbował nieznanych smaków: ogórka, papryki, rzodkiewki a nawet cebuli. Karczmarz podziwiał wielki apetyt Kacpra, aż w końcu nie wytrzymał i zapytał: - Czym w takim razie żywicie się w twojej krainie skoro nigdy w życiu nie jadłeś warzyw? I wtedy Kacper opowiedział, że w krainie, z której pochodził ludzie żywią się wyłącznie mięsem, pieczywem i słodyczami i nie znają takich rzeczy jak warzywa. - To owoców też nie jecie? Zapytał zadziwiony karczmarz. - Nieeee, a co to takiego? - Chodź za mną chłopcze – powiedział karczmarz i zaprowadził Kacpra do małego sadu, znajdującego się za karczmą. Kacper kosztował kolejno soczystych jabłek, gruszek i winogron. Czuł jak wstępują w niego jakieś niesamowite siły, ale nie bardzo wiedział dlaczego. Po tym wszystkim opowiedział karczmarzowi o celu swojej podróży, czyli o zdobyciu lekarstwa dla mieszkańców królestwa. Karczmarz uśmiechnął się tylko i powiedział. - Myślę, że właśnie znalazłeś lekarstwo. Ludzie z twojego królestwa nie jadają warzyw i owoców, które zawierają mnóstwo cennych witamin i dlatego nie mają na nic siły. Zawiozę Cię jutro rano na targ, gdzie kupisz wszystkie te rzeczy, a także nasiona i sadzonki abyście mogli sami uprawiać warzywa i owoce. Zobaczysz, że wszyscy szybko powrócą do sił. I tak też zrobili. Skoro świt wsiedli do wozu i pojechali na targ, gdzie miły karczmarz pomógł Kacprowi wybrać najdorodniejsze okazy warzyw i owoców, a także zakupić nasiona i sadzonki. Wyładowanym po brzegi wozem Kacper ruszył w drogę do swojej ojczyzny. - I życzę wam dużo zdrowia! - krzyknął na pożegnanie karczmarz. Rzeczywiście ludzie z kraju Kacpra zaczęli jeść warzywa i owoce i bardzo szybko odzyskali siły oraz radość życia. Mądry król podzielił wśród poddanych nasiona i sadzonki a oni chętnie zajęli się hodowaniem warzyw i pielęgnowaniem drzew owocowych. Dzielnego Kacpra król pasował na rycerza herbu Witamina i odtąd wszyscy żyli zdrowo i szczęśliwie. Kilka wskazówek dla rodziców na temat żywienia: W zasadzie dzieci w wieku przedszkolnym powinny jeść takie same posiłki jak dorośli z wyłączeniem potraw ciężkostrawnych i nieodpowiednich dla dzieci (np. tłuste dania, mocna herbata, kawa, alkohol). Oczywiście dieta powinna zawierać odpowiednie ilości mleka, białego sera, chudego mięsa, ryb, warzyw i owoców (z uwzględnieniem alergii pokarmowych) W każdym posiłku powinien występować produkt białkowy (produkty białkowe pochodzenia zwierzęcego powinny być łączone z produktami zawierającymi białko roślinne). Dzieciom w wieku przedszkolnym należy podawać 5 posiłków dziennie. Między posiłkami należy zachować właściwe przerwy, tak aby organizm miał dostateczną ilość czasu na strawienie spożytych pokarmów. Nie podawać słodyczy oraz słodkich napojów pomiędzy posiłkami. Posiłki najlepiej podawać małymi porcjami, tak aby na talerzu nie pozostawały resztki. Jadłospis powinien być jak najbardziej urozmaicony, aby potrawy nie powtarzały się zbyt często. Należy dbać o estetyczne podawanie posiłków. Wspólne gotowanie i nakrywanie do stołu to prawdziwa zabawa dla kilkulatków. Informacje dla rodziców-przydatne w omawianiu tematu "zdrowe żywienie" i odpowiadaniu na pytania typu "co się dzieje z tym co zjem i dlaczego muszę się załatwiać":): to co zjemy lub wypijemy wędruje przełykiem do brzucha gdzie jest ugniatane na coś w rodzaju papki/zupy a następnie wędruje do długiej rury zwanej jelitem (jedzenie wędruje po organizmie dość długo, nawet do dwóch dni) jedzenie jest rozdrobnione na tak małe kawałki, że mogą się one przedostać do krwi a z nią do różnych części ciała i w ten sposób dostarczyć energii do życia i rośnięcia (szczególnie polecam serię "BYŁO SOBIE ŻYCIE" - w rewelacyjny sposób objaśnia wszystkie zagadnienia natury medycznej-pomysł na doskonały prezent dla "małego odkrywcy") te części jedzenia, które nie są organizmowi potrzebne są wypychane do końca jelita i wypychane na zewnątrz przez otwór w pupie zwany odbytem woda, której nie potrzebujemy to mocz i jest również wydalana, ale w inny sposób... tu temat chwilowo pozostawiam otwarty i obiecuję powrócić do niego w temacie "odkrywanie płci/nazewnictwo narządów płciowych". Na zdjęciu: To tylko tak ładnie wygląda. Olek z tego kosza zje jedynie szczypiorek, koperek, pomidora i ostatnio kalarepkę (w wersji w zupie) poza tym jabłko, surową marchewkę, truskawki (ale tylko posypane cukrem), nieliczne warzywa w zupie i .... to by było na tyle póki co:) .
  • 3lfwkm3y6c.pages.dev/398
  • 3lfwkm3y6c.pages.dev/526
  • 3lfwkm3y6c.pages.dev/254
  • 3lfwkm3y6c.pages.dev/300
  • 3lfwkm3y6c.pages.dev/996
  • 3lfwkm3y6c.pages.dev/710
  • 3lfwkm3y6c.pages.dev/842
  • 3lfwkm3y6c.pages.dev/289
  • 3lfwkm3y6c.pages.dev/330
  • 3lfwkm3y6c.pages.dev/267
  • 3lfwkm3y6c.pages.dev/958
  • 3lfwkm3y6c.pages.dev/863
  • 3lfwkm3y6c.pages.dev/910
  • 3lfwkm3y6c.pages.dev/782
  • 3lfwkm3y6c.pages.dev/208
  • bajka o jedzeniu dla dzieci